Encyklopedia Rocka

Szczecin wita Iron!

To był jeden z moich pierwszych "gwiazdorskich" wyjazdowych koncertów. Wyprawa do Katowic, **Iron Maiden**!! Emocje olbrzymie, droga jeszcze dalsza. Spać nie mogłem całą noc, bo to pociąg poranny. Co będzie jak zaśpię?! Nawet budzenie zamówiłem na telefon stacjonarny (pamiętacie takie cuda?). W efekcie praktycznie cała noc przy TV, nawet MTV wtedy rocka w nocy puszczało, nadrobiłem z nawiązką zaległości w teledyskach. Na dworcu z towarzyszami podróży umówiłem się już godzinę przed wyjazdem, marudzili że przesadzam, ale miałem rację. Jak się okazało, nie tylko ja przeżywałem wyjazd. - //A bilet wziąłeś?// - zażartowałem do kolesia. Nerwowe grzebanie po kieszeniach, plecaku. - //O kur``***``. Nie ma!// Szybki kurs taksówką tam i z powrotem, jakieś 40 zł z głowy, ale zdążył. No to wsiadamy. A tam... Całe przedziały ludzi w koszulkach z Eddiem. Pociąg nie zdążył ruszyć, a już muszla w kiblu zapchana przeterminowanymi ogórkami (wiem, bo obok stał słoik) - ze 30 sztuk (serio!), na rozkładanych stolikach przy oknach litrówki (//a pod stołem puste są dwie...//) wraz z napojami w stylu "orange", gdzieś tam magnetofon wypełniony sześcioma R20 jedzie z //Powerslave//, w innym przedziale dyskusja nad inspiracjami tekstowymi Harrisa, w kolejnym kłótnia czy Gers jest lepszy niż Smith, a na samym końcu rycząco wykonany //Fear Of The Dark//. A gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi snują się z przerażeniem zwykli, nominalni pasażerowie, próbując znaleźć miejsce wolne od hord długowłosych młodzieńców. I pomiędzy nimi i my, nie mogąc się zdecydować do której kategorii należymy. W końcu znajdujemy wolny przedział, a ja zmęczony nocnym czuwaniem zasypiam w mgnieniu oka. Ale już po 10 minutach, pierwsza stacja, Szczecin Dąbie i naglę słyszę ogromny krzyk, szaleństwo, dzicz. Okna wszystkich przedziałów pootwierane w czterech z sześciu wagonów. A z okien wystają i młodzi, i starzy. I długowłosi z silnie umocowanymi w głowach cebulkami piór i Ci, którzy kitkę mają skręconą z trzech pozostałych na czerepie nitek. I jeden wielki wrzask: - //Szczecin wita ajron, Szczecin wita ajron!!!// Przerażenie na dworcu. Widzę miny tych ludzi. Może odpuścić, może nie wsiadać do tego pociągu, może pojechać następnym? Tymczasem pieśń przechodzi w drugą: - //Iron Maiden! Iron Maiden! Iron Maiden! Iron Maiden!// Przyznam Wam, ciary po plecach przeszły! I ja mam, jak jakaś ciota, teraz spać?!! Wychodzę na korytarz, spotykam kolesia z wielkim tatuażem z Eddiem na ramieniu, na oko koło 40tki, patrzy na mnie i wydmuchując dym z papierosów mówi: - //Oj chłopie, w latach 80. to się działo. Szczecin był heavymetalowym monstrum! Jeździło nas dwa, trzy razy więcej. Budziliśmy respekt i postrach na dworcach i koncertach, rządziliśmy. Dołączano specjalne wagony. A niech ktoś krzyknął paprykarz// - rozmarzył się... Zapadła cisza. - //A teraz co, nie obraź się, ale kur``***``, wiesz kto to Clive Burr, Denis Stratton? Wymienisz po kolei utwory z **Piece Of Mind**?// - //Where Eagles Dare//, //Revelations//, //Flight Of Icarus//... - //on your way, like an eagle// - włączył się koleś z boku - //Fly as high as the sun/On your way, like an eagle/Fly and touch the sun// - śpiewaliśmy już wszyscy razem. I dośpiewaliśmy do końca. Takie chwile są piękne. Braterstwo z kompletnie nieznajomymi ludźmi, wspólne uniesienie. I'm a rocker, yeah! - //Młody, a kojarzysz klip Wasted Years?// - hmm, zakumplowaliśmy się... - //Taa, też byłem w szoku jak zobaczyłem flagę z napisem Szczecin// - no to wkupiłem się w łaski, bo widzę że oczy aż mu się zaświeciły - //Ja tam stałem, ale akurat do tego ujęcia się nie zmieściłem...// Tak sobie teraz myślę, ciekawe czy zmieścił się już na //Behing The Iron Curtain// gdzie tego wszystkiego jest więcej. Przez kolejne kilka godzin jazdy sam wystawałem już z okna na każdym dworcu, drąc japę w niebogłosy. Piwo i jabole lały się strumieniami. No dobra, gdzieś tam jechał jakiś lokalny radny z kumplami, oni trzaskali czystą. Atmosfera niesamowita! Jadymy na Ajronów!! ``***`` 24 czerwca **Iron Maiden** zagrają w Poznaniu. O dziwo, w końcu koncert całkiem niedaleko (choć pociągiem z roku na rok jedzie się coraz dłużej). Ciekaw jestem w ilu przedziałach otworzą się okna... PS. Sam koncert był rewelacyjny.